Łza goniła łzę. Nigdy nie widziałam jak
tata płakał, zawsze uważałam go za niepozornego, ale jednocześnie niezwykle
silnego człowieka, który jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami. Nie dziś,
nie teraz. Nagle dotarło do mnie co się stało. Mama zginęła, nie żyje. Od tego
momentu każda sekunda była dla mnie ciosem. Kolejne chwile nieprzyjemnie
przeszywały moje ciało. Wiadomość o
śmierci mamy momentalnie zamieniła piękną aurę w koszmar. Chwilę temu otumaniona siłą pamiętnika, teraz
na skraju załamania, przeraźliwego smutku. Przytuliłam tatę najmocniej jak
potrafiłam. Spojrzałam w jego napełnione łzami oczy.
- Tato, przepraszam, naprawdę
przepraszam!
-
Za co Annabello? – spytał tata przecierając mokre oczy.
- Za wszystko! – rozpłakałam się,
pobiegłam do pokoju.
Rzuciłam pamiętnik na podłogę. Krzyknęłam. To on mnie tak otumanił! Zaprowadził
do siebie, do Eineimusu, oczarował i zmusił do zapomnienia o mamie.
Wpadłam w rozpacz. Pamiętnik leżał tak spokojnie, bezwstydnie, podczas gdy ja z
trudem opanowywałam moje emocje. SPRAWCA.
Podniosłam go, miałam ochotę rzucić nim jeszcze raz, ale nie mogłam. Jego siła
powróciła.
- Czym jesteś? – spytałam w myślach.
Trzymając ten rzekomo niepozorny przedmiot nie byłam w stanie nawet krzyczeć. Ostrożnie
położyłam pamiętnik na biurko. Odwróciłam się. Nie chciałam na niego patrzeć.
Wyszłam z pokoju, im byłam dalej od niego, tym bardziej odzyskiwałam nad sobą
kontrolę. Tak potężny SPRAWCA.
***
Czerń, czerń – wszędzie ta cholerna czerń. Z pogardą patrzyłam w stronę
ludzi przybyłych na Jej pogrzeb. Nienawidziła czerni, nie mogła na nią patrzeć.
I to nas różniło. Ja zawsze kochałam ten kolor. W nim czuję się silniejsza.
Dziś ubrałam białą suknię, dla Niej. Spośród tylu zebranych osób zaledwie
namiastka nie przyszła ubrana na czarno. Niczym przegrane białe pionki na szachownicy
stanowiliśmy sensację dla czarnej armii. Już zaraz przybiegną paparazzi, a Jej
fałszywi fani będą snuć rozległe plotki i komentarze. Nagle przypomniała mi się
pewna opowieść mamy. Tak bardzo do tego
podobna, tak bardzo prawdziwa…
„Pewna bogata, starsza mieszkanka planety
Lambanii przez całe życie otaczała się w szerokim gronie ludzi, którzy
poświęcali jej sporo uwagi. Była ważną i szanowaną osobą, w końcu posiadała
największy majątek ze wszystkich. Wdzięczna za tak wielką troskę postanowiła
przekazać im swoje bogactwa w spadku. Pisząc testament naszły ją jednak pewne
myśli. A co jeśli ta cała dobroć była udawana? Czy ma prawdziwych przyjaciół?
Pełna nagłych obaw poszła do okolicznego czarodzieja. Magia bowiem była na
Lambanii bardzo popularna. Ten powiedział jej, że istnieje tylko jedno
rozwiązanie – pewien eliksir, który ukazuje czystość ludzkich serc myśli i
intencji. Niestety był on nielegalny, skutki są drastyczne, okropne – krótko po
zażyciu człowiek umiera. Jednak starsza pani nalegała – stwierdziła, że i tak
jej koniec jest bliski, a chce wiedzieć kto tak naprawdę jest jej przyjacielem.
Po otrzymaniu łapówki czarodziej uległ. Na następny dzień staruszka ogłosiła
zebranie dotyczące jej spadku. Pojawiły się tłumy chętnych. Wzięła oddech,
wypiła eliksir. Zamarła. Od osób, których uznawała za bliskich biło
ostrzegawcze czerwone światło – efekt napoju. Czerwień była nie do zniesienia, panowała
niemal wszędzie. Z nadzieją wypatrywała koloru, który da jej jakąkolwiek
nadzieję. Nagle zauważyła prześwity zielonego światła, przepychając się przez
zgromadzony tłum dotarła do jej źródła. Zupełnie na końcu stał pewien pan w
podeszłym wieku. Z zawstydzeniem spoglądał w dół, jego policzki nabrały
rumieńców. Tak, rozpoznała go. To ten dawny, zakochany młodzieniec, któremu
tyle razy odmówiła spotkania. On nadal ją kochał. Jako jedyny. Wręczyła mu
odpowiedni dokument, spojrzała głęboko w oczy. Upadła. Umarła.”
I my, białe pionki – źródła słabego, zielonego
światła idziemy za trumną w pożegnalnym marszu, a dookoła nas bije sama
czerwień - czarna czerwień fałszu. My jesteśmy tym biednym, kochającym staruszkiem,
a reszta to tylko niedosycone hieny, które słuchały jedynie muzyki, nie Jej
samej – ona ich nie obchodziła. Była jedynie przedmiotem, źródłem ich rozrywki,
okładką. Cholernym przedmiotem! Nie wytrzymałam napięcia, przerwałam żałobną
pieśń, wyrwałam księdzu mikrofon i odwróciłam się do czarnego tłumu. Miałam
gdzieś jutrzejsze nagłówki gazet, a niech mnie potraktują jak wariatkę!
-Wynoście się stąd! Na pokaz tu
przyszliście, tak? – krzyknęłam, wszyscy otworzyli szeroko oczy, nie dowierzali,
zatrzymałam cały marsz.
-Nie dotarło chyba! Wypierdalajcie
fałszywe hieny! – krzyknęłam jeszcze głośniej.
Tata podbiegł do mnie przestraszony. Chciał mnie powstrzymać, wyrwać mikrofon.
-Annabella, co ty robisz? Uspokój
się, przynosisz wstyd! To pogrzeb twojej matki!
Nie słuchałam go, krzyczałam dalej. Nagle zakręciło mi się w głowie.
Upadając widziałam tylko piekielne czerwone światło, wadliwy blask lamp
błyskowych paparazzi. A potem to nastała ciemność, a może to był inny odcień
czerwieni? SEN.
Obudził mnie potworny zapach szpitala.
Zawsze mówiłam, że szpitale śmierdzą śmiercią. Pewnie wezwali karetkę jak
zemdlałam i skazali na ten odór. Podnosząc się poczułam ogromny ból w okolicach
głowy.
- No tak, pewnie uderzyłam o jakiś
krawężnik. – pomyślałam dotykając wcześniej niezauważonego opatrunku.
Rozejrzałam się po sali. Na łóżku
obok leżała dziewczyna. Pustym wzrokiem spoglądała w sufit. Nie ruszała się,
ale oddychała. Wraz z każdym oddechem było jej coraz ciężej. Przez moment
obserwowałam jej walkę. Nie wiem dlaczego, ale zaciekawiło mnie to. Jej
ciężkie, pełne przeszkód oddechy sprawiały, że czułam jak powracają mi siły.
Nagle pomyślałam o mamie. Jak ona umarła? Nagle, czy może powoli? Cierpiała?
Jak bardzo? Jakie były jej myśli? O czym myśli człowiek, gdy wie, że zbliża się
koniec? Czy jest czas by myśleć? Czy w ogóle jest coś takiego jak czas?
Zatopiona w tych myślach nie zauważyłam wchodzącego do sali taty.
- I co mi teraz powiesz? Zakłóciłaś
pogrzeb własnej matki, media huczą. Przyniosłaś wstyd rodzinie. – jego
stanowczy głos przerwał moje rozmyślania.
-Tato, oni przyszli na pokaz, nie dla
niej. Ubrali się na czarno… Mama nienawidziła czerni.
- Annabello, to tylko ubrania, zwykłe
ubrania, a ty zrobiłaś z siebie pośmiewisko.
- Nic nie rozumiesz! Tylko ja ją
rozumiałam, znałam najbardziej, kochałam! – wybuchłam płaczem.
Tata rozczulił się nade mną. Usiadł obok, przytulił mnie.
- Ja rozumiem, że jest ci trudno, ale
nie możesz obwiniać wszystkich dookoła. Dlaczego tak uczepiłaś się tych
czarnych ubrań?
- To nie chodzi tylko o ubrania, biło
od nich czerwone światło. - sprostowałam
- Jakie czerwone światło? – zdziwił się
tata.
No tak, przecież on nic o mamie nie wiedział. Nie miał pojęcia o jej
opowieściach.
- Nieważne. – odparłam i położyłam
się. – Proszę, wyjdź. Chcę zostać sama.
Tata westchnął i podszedł do drzwi.
- Jutro przyjdzie do ciebie doktor
Bielecka. Porozmawia z tobą, opowiesz jej o tych czerwonych światłach i
czarnych ubraniach.– powiedział w progu.
- Świetnie, psycholog? – spytałam sarkastycznie.
- Psychiatra. – włączył telewizor i
odszedł.
Miałam ochotę wydrzeć się na niego, czułam, że chce zrobić ze mnie wariatkę,
ale to, co zobaczyłam na ekranie telewizora zupełnie odjęło mi mowę. Widziałam
siebie wyrywającą księdzu mikrofon, krzyczącą, szarpiącą ubranych na czarno
ludzi. Brałam z ziemi kamienie, rzucałam w ich stronę. Podbiegł do mnie tata,
uderzyłam go, podbiegłam do trumny mamy, płakałam, ludzie chcieli mnie
powstrzymać. Nagle upadłam. Uderzyłam głową o krawężnik.
Spojrzałam na widniejący napis: „Pogrzeb
słynnej pianistki zakłócony przez jej córkę”. Zamarłam. Nie przypominałam
sobie tych zdarzeń. Wiedziałam, że krzyczałam, ale byłam pewna, że nie doszło
do żadnych aktów przemocy. Co się ze mną działo? Czy to możliwe? Powoli zaczęło
ogarniać mnie uczucie wstydu i upokorzenia. Dochodziło do mnie to, że przez mój
nieuzasadniony atak agresji nie tylko zakłóciłam pogrzeb własnej matki, ale
także nie wzięłam w nim udziału. Próbowałam się pocieszać, ale nie potrafiłam.
W tym momencie chciałam zasnąć i spotkać mamę we śnie, przytulić ją.
Przewróciłam się na bok. Ustawiając poduszkę wyczułam jakiś przedmiot. Książka?
Wyjęłam ją. Serce podeszło mi do gardła.
PAMIĘTNIK. Skąd on się tam wziął? Kto go tam włożył? Otworzyłam go. Moje dłonie
drżały. To, co zobaczyłam w środku całkowicie odjęło mi chęci na sen.
„Eineimus wzywa”
Napisane krwią.
Moją krwią.
___________________________________________________________________________________________
Czwarty rozdział za mną. Rozumiem, że może wydawać się Wam nieco dziwny i trudny, ale uwierzcie, że wraz z kolejnym będziecie mogli coraz to bardziej odkrywać tajemnicę tytułowej Annabelli. Pozdrawiam i proszę o komentarze i opinie. :)
Czwarty rozdział za mną. Rozumiem, że może wydawać się Wam nieco dziwny i trudny, ale uwierzcie, że wraz z kolejnym będziecie mogli coraz to bardziej odkrywać tajemnicę tytułowej Annabelli. Pozdrawiam i proszę o komentarze i opinie. :)